Mieroszów, 25 października 2003




Wiaterek generalnie "urywał głowę". Większość przybyłych na miejsce pilotw spoczęła na swym sprzęcie na kochanej Matce Ziemi czekając, aż pogoda pozwoli na postawienie czaszy nad głową bez ryzyka przejechania się na windsurfingu paralotniowym, czyli bez przeciągnięcia przez zespół "czasza+wicherek" po nieco twardawym zboczu górki.
Najtwardsi próbowali jednak latać, przy czym jedna z prób startu skończyła się poderwaniem do góry i ciśnięciem pomiędzy dwie dorodne brzozy. Na szczęście skończyło się tylko na dużej dawce adrenaliny. Towarzystwo stwierdziło jednogłośnie, że pilot będzie miał sporo roboty z wdrapaniem się na brzózkę i ściągnięciem z niej czaszy. Sam pilot stwierdził kategorycznie, że on nigdzie właził nie będzie, bo... MA LĘK WYSOKOŚCI!!!
Czasza okazała mu litość: po dokonywanych przez uczynnyc kolegów usilnych próbach odpiłowania gałęzi na której wisiała, gdy ręce ratowników mdlały od machania składaną piłą, przy pomocy huśtania jej od dołu oraz wspomagającego wiaterku zsunęła się sama na dół...

Miłego oglądania!!!





































POWRÓT DO