Mieroszów, 16 listopada 2003




Wiaterek "a w sam raz", przynajmniej z rana. Potem coraz bardziej słabł, doprowadzając do pasji świeżo przybyłych na górkę glajciarzy, którzy nie mogli wyjść na żagiel mimo wielu prób. W pewnym momencie na szczycie górki mieroszowskiej spoczywało 35 czasz gotowych do startu, z pilotami wypatrującymi powiewów wiatru na tyle silnych, by wzniosły ich ponad drzewa.
Faktem jest, że około 11.00, po 40 minutach w powietrzu i osiągnięciu ok. 120 metrów przewyższenia nad start znalazłem się w kompletnym mleku, tracąc z oczu krążącego obok mnie glajta, krajobraz , a nawet widok Ziemi pod stopami. Więc: szybkie założenie klap i trzymałem się "zerek i jedynek" na około 80-90 metrach nad startem. Na taki żagielek zabrało się tylko kilku szczęśliwców...
Z ciekawszych zdarzeń: jeden z pilotów próbując (PRAWIE mu się udało) wyminąć pilotkę, a raczej jej czaszę lecącą nań w stylu kamikadze (na czołowe puknięcie), zahaczył jej lewy stabil stopami - dokładniej - w stylu iście Matrixowym obiema stopami załadował w krawędź natarcia z lewej strony jej czaszy, zwalając ją malowniczo o kilka metrów w dół na Matkę Ziemię, a sam wpasował się w ścianę lasu i pozbawione liści brzózki.Ściąganie czaszy z drzewa zajęło koło półtorej godziny. Pilotka (hm... wykonująca po prostu polecenia podawane przez instruktora przez radio -!-) zakończyła lot na glebie, amortyzując lądowanie pośladkami. Na szczęście bez dalszych uszczerbków na zdrowiu.
Panowie piloci: wielka prośba: powtórzcie sobie po pierwsze prawo drogi, po drugie jeśli jest nas wielu na małej górce, to starajcie się po prostu STARTOWAĆ, a nie bawić się w podchodzenie z glajtem nad głową lub w stanie z glajtem nad głową w miejscu. Pamiętajcie, że na górce nie jesteście sami, a szczególnie gdy jest nas tam ponad trzydziestu i każdy chciałby polatać!

Miłego oglądania!!!













































POWRÓT DO