3 maja 2004: pojechaliśmy do Kozakova w Czechach




Miało wiać południe, więc po naradach telefonicznych siup w autko i rura do Kowar. Stamtąd krótka decyzja: Czechy i prujemy na Czarną Horę.
Na miejscu okazuje się, że jest spora odchyłka, więc zmieniamy kurs i prujemy do Kozakova podziwiając po drodze widoki kraku sąsiadów. Na miejscu - fantastiko, wjazd jest na samą górę, miejsca do startu mnóstwo, tylko ten wiatr: wyjście ze startowiska graniczy z cudem. Blisko położone drzewa powodują silne torbienie, które przyprawia o gęsią skórkę w momencie startu. Nawet tubylcy palą starty raz za razem.
Za to po wyjściu nad zbocze - solidna termika z noszeniami do +6 m/s. Efekt: niektórzy powykręcali do ładnych kilkuset metrów nad start, a latanko godzinne było standardowym lotem. Niestety po wylądowaniu okazało się, że coraz bardziej odkręca na wschód, więc dalsze starty są prawie niemożliwe.
Bartek (żółty UP Blues na zdjęciach) termikę robił pierwszy raz w życiu, polatał ponad 40 minut i wykręcił się (bez waria!) na ok. 200 m nad start. Po wylądowaniu stwierdził, że dotychczas wykonywane przez niego zloty z górek typu Mieroszów czy ewentualnie Bukowiec to jedynie nędzna namiastka latania. Pewnie będzie wyciągał mnie częsciej do Czech...







































POWRÓT DO